Free zine
+ archiwum wiadomościŁadoga Trophy
02-06-2013
Podsumowanie i opis naszego startu w Ładodze 2013.
Historia naszego startu w Ładodze w filmie poskładanym z materiałów jakie udało się zrealizować podczas imprezy.
A tu kilka zdań opisujących całość.
Wyjeżdżamy z Gdańska. Janusz, Przemek i ja Defenderem oraz Igor Patrolem w zebrę jako wsparcie logistyczne. Pierwsza zabawa na granicy polega na prawidłowym wypisaniu deklaracji celnej, po trzecim podejściu egzamin zdany.
Wyjeżdżając z obwodu kaliningradzkiego mamy pierwszy problem, chcą nam oclić koła jakie wieziemy bo celnikowi nie zgadza się liczba kół zapasowych w stosunku do liczby aut. Nie kuma, że to koła na rajd. Jedziemy na wagę bo to ma dać współczynnik do obliczania cła. Po miłej rozmowie ruski celnik odpuszcza ale każe nam mówić przy wjeździe do Rosji, że koła kupiliśmy w Estonii, żeby nie było na niego, że nas przepuścił bez cła…. no i proponuje spuścić powietrze, żeby były lżejsze... Tą całą regułkę powtarza chyba z 8 razy, nie wiemy kto tu ześwirował.
Granica z Litwą, biorą mnie na bok. Okazuje się, że mamy o 5 litrów paliwa za dużo. Po dwóch godzinach kwitów i zapłaceniu 4 EUR cła jedziemy dalej.
Wjazd do Rosji ok, spanie w Sankt Petersburgu w prostej bazie ze wspólną kuchnią, sympatycznie blisko center.
Badania techniczne, delikatny kabareton zakładając złożoność regulaminu. Polegały głownie na zajęciu się naszymi reklamami na aucie. Nikt nawet nie spojrzał z czego składa się samochód. Rozumiem, pełne zaufanie do zawodnika i to się ceni! Zaklejanie naszych napisów i udajemy się na montaż ustrojstwa co czyta przebytego tracka.
Start z w centrum miasta, imponująca ilość sprzętu 4x4, standardowe balony, rampa i jedziemy na start pierwszego OS-u jakieś 180 km.
Pierwszy odcinek skały, jakieś przeciąganie. Auto idzie dobrze, mocy nie brakuje - to czego się obawiałem. Ten etap to prawdziwy skalny slalom. Walczymy trochę z nawigacją bo jeszcze nie skumaliśmy zasady jaka tu obowiązuje. Kluczymy od punktu do punktu nie korzystając z oddalonych dróg bo trzymamy się zadanych 50 metrów na lewo i prawo od śladu. Okazuje się to błędem. Pod koniec odcinka już kumamy co autor miał na myśli. Pierwszy kończymy bezbłędnie z dobrym czasem jak na pierwyj raz bardzo OK.
OS nr 2. Zaczyna się nerwowo bo na samym dojeździe z kampu na start ryjemy całkiem niezłe. Do przejechania kawałek a walka jak na krajowym rajdzie.
Na start wpadamy spóźnieni 20 parę minut. Sędzina podaje zmianę trasy ale sama nie wie co podaje, wydawało się jej, że to numery waypointów ale to początki kordynatów 061 i 029 jak się chwilę później okaże. Zanim dochodzimy co jest pięć i znajdują się resztki tych koordynatów mija 30 minut od naszego pierwotnego czasu startu i nasza pani sędzina uwala nas wpisując w protokół spóźnienie. Odcinek to 20 parę minut prostej jazdy, reszta odwołana z powodu trudności. Niedosyt jazdy...i wkurw.
Trzeci dzień to już początek problemów. Na starcie o czasie. Jedziemy dobrze, trasa trudna ale auto ok. W pewnym momencie silnik gaśnie. Chwila kopania w aucie - spalony bezpiecznik pompy paliwa. Każdy kolejny się pali. W końcu drutujemy dziada i dalej. Kończymy w limicie mimo godzinnej walki z pompą. Na kempie wycinamy wiązkę z ramy sądząc ze tu jest problem. Później okaże się, że nie.
Ogólne ogarniecie auta i niby gotowi idziemy sprawdzić wyniki. 5 miejsce z karą za spóźnienie na start OS 2. Piszemy protest. Odrzucony. Jeszcze ostatnie spojrzenie na tablice a tam news - dowalili nam karę w wysokości wpisowego 1150 EUR za złamanie regulaminu. Chodzi o reklamę 4Land na aucie. Zapowiada się na najdroższą kampanie reklamową naszego serwisu... Po burzliwej dyskusji i dowodach, że na badaniach było zaklejanie ale odpadło, Jurij szef rajdu odpuszcza. Jedziemy spać do lasu bo na kempie się nie da.
Czwarty dzień zaczynamy od urwania tłumika. Odcinek z nieskończoną ilością pni. Jedziemy dobrze do momentu samospalenia instalacji pompy paliwa. Robimy obejście, korzystając z kabli tylnych halogenów, podłączony na krótko i dalej. Tracimy 1,5 godziny, zostaje mało czasu do limitu. Zaczyna się nerwowo. 2 km przed metą po kolejnym wyskoku auta wyrywa silnik. Urwane poduszki pewnie już wcześniej ucierpiały. Z silnikiem podpierającym się o most powoli wyjeżdżamy z syfu kierując się trasą do mety. Ostatnie setki metrów bez wspomagania, z wyrwanym napędem. Wyjeżdżamy na metę. Ktoś z widzów podaje zimnego browara widząc jak walczymy. Zbawiciel!
Decydujemy się zakończyć rajd, dojeżdżając do kampu wyrywamy plombę z black boxa - chcąc zdać gadżety i odebrać kaucje. Na kempie Arek Najder namawia nas na kontynuowanie i zaczyna się naprawa auta. Ekipa z temu Żaby i Adama Bomby pomaga przywrócić nam auto do życia. Arek i Socho gimnastykują się wymieniając poduszki silnika. Ogarniamy resztę i decydujemy się na start. Dostajemy nowego black boxa ale organizator informuje nas, że tego dnia nam nie zaliczy za zerwaną plombę. Już nie myślimy o wyniku chociaż jest nieźle, 8 lokata. Remont kończymy po 3 w nocy, o 6 pobudka. Jedynym sprzymierzeńcem są białe noce.
Kompletnie zmęczeni piątego dnia startujemy z końca stawki. Jedziemy dobrze, wyprzedzając jakieś ekipy. Odcinek "megadrive" faktycznie zapowiada się na niezła jazdę. Zdublowana instalacja pompy chodzi bez zarzutu, auto jedzie tylko ryczy bez tłumika. Wpadamy na bagna, jeszcze bardziej upuszczamy powietrza i idziemy dobrze, coraz lepiej sobie radzimy na naszych oponkach. Zaczyna walić spalenizną, silnik coś zwalnia. Maska do góry... koło pasowe wcina się w przekładnie kierowniczą. Silnik znowu leży, zakleszczony pod mocowaniami poduszek. Jesteśmy w kompletnej dupie. Robimy dźwig sosnowy, wszystkie pasy, taśmy, piła znajdują zastosowanie. Po chyba dwóch godzinach silnik pracuje, wyciągamy auto z bagna, do drogi.
Kończymy rajd.
Zabrakło nam dwóch odcinków z czego jeden miał być krótką ściganką po wydmach.
Po godzinie przyjeżdża Igor i ciągniemy Defa do przydrożnego serwisu. Mechanik wstawia poduszki od Łady, sprawa tłumik, przygotowujemy auto do powrotu do Gdańska. Po naprawie tankujemy i odbieramy kurs na Sankt Petersburg zamykając Ładogę od wschodu. Chwilę później zaczynają się jaja z zapłonem. Nie chce jechać. Po 60 km dolewam mixolu i jest poprawa.
Mega zmęczeni zatrzymujemy się w przedpotopowym hotelu. Nie ma piwa. Zasypiam w syfiastych szmatach.
Rano dostajemy dostęp do netu, dowiaduje się, że chłopakom też popadały pompy paliwa paląc
druty...
Odbieramy kurs do PL. Na mixolu jakoś jedzie, patrząc na to jak dostał w ciry to sukces.
Na rajd przyjechaliśmy na kołach, zrobiliśmy większość OS-ów start – meta, zatoczyliśmy koło wokół Ładogi i wróciliśmy do Gdańska. Chciało wykluczyć nas paliwo ale się nie daliśmy. Wykluczył nas problem zrywającego się napędu. Jeszcze nie wiem dlaczego.
Reszta samochodu wytrzymała. Klatka ocaliła go od unicestwienia. Wyciągarka MORE i napęd KAM-a bez zarzutu. Opony zbyt mało agresywne jak na tamte tereny, niestety.
Impreza trudna, destrukcyjna dla auta. Tereny i krajobrazy mega. Ludzie serdeczni. Dobrze.
Dziękuję Igorowi za wsparcie logistyczne, Arkowi Najderowi za pomoc w naprawie i ducha walki, Socho za pomoc przy naprawie, ekipie z teamu Żaby i Adama Bomby za pomoc i wsparcie. Marcinowi Materacowi i Markowi Nogalskiemu za poświęcenie tuż przed naszym wyjazdem i zaopatrzenie w kilka gratów.
Dziękuje wszystkim którzy przyczynili się do naszego startu w Ładodze i trzymali kciuki.
Szczególne pozdrowienia dla tamtejszych komarów, które nie odpuszczają, są wszędzie i absolutnie katują żywe organizmy. Takie same serdeczne pozdrowienia dla malkontentów, którzy upatrywali porażki w naszym silniku 2,0 Mpi - okazał się absolutnie OK.
Wracamy, jeszcze 1 500 km do Gdańska. Def cały czas jedzie.
Tomek Staniszewski
4Land.pl
Tu reklama nie kosztuje 1150 eur :)